Miałam 17 lat, gdy moim oczom ukazał się pozytywny wynik
testu ciążowego. Zareagowałam dość spokojnie. Obyło się bez płaczu, negatywnych
emocji, które były tu zbędne. Zadawałam sobie tylko pytanie „Co dalej”. Kiedy emocje
opadły, dotarło do mnie, że najprawdopodobniej rośnie we mnie nowe życie, że
trzeba iść do lekarza, powiedzieć rodzicom, chłopakowi. Wizyta u lekarza przebiegła dość szybko i
sprawnie. Po niespełna 10 minutach dowiedziałam się, że za niecałe 9 miesięcy
zostanę mamą. W gabinecie zostałam potraktowana dość przedmiotowo. Lekarz nie
owijał w bawełnę – „Za odpowiednią cenę możemy usunąć ten problem. Jesteś taka
młoda. Dziecko zrujnuje Twoje plany, marzenia”. Tak byłam (jestem :D ) młoda.
Ale wtedy do mnie dotarło. Tak jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. „Naważyłam
sobie piwa to teraz muszę je wybić”.
Kolejnym etapem była rozmowa z rodzicami . W mojej głowie
kłębiło się milion myśli. Czułam strach, moje ciało przeszywały dreszcze,
przechodzące do coraz to szybszego bicia serca. Ale postawiłam na rozmowę: „krótko
z zwięźle i na temat”. „Mamo, tato jestem w ciąży”. Podczas rozmowy zdziwiłam
się i to bardzo. "Trudno. Każdy popełnia jakieś błędy. Nie Ty pierwsza nie
ostatnia. Będzie dobrze". Mama bardzo przejęła się rolą babci. Dużo
rozmawiałyśmy, dopytywała, pilnowała terminów wizyt u lekarza – woziła do
Niego. Oglądała zdjęcia USG. Kiedy dowiedziała się, że będę miała córeczkę
oszalała ze szczęścia.
Ojciec dziecka zareagował dość spokojnie "Poradzimy
sobie". Uwierzyłam i nie żałuję. Dość szybko poszliśmy na swoje.
Liceum zakończyliśmy w trybie wieczorowym. On pracował, ja zajmowałam się domem
i przygotowaniami domu na przyjęcie Naszego dziecka. Ten czas był dla Nas
bardzo ciężkim czasem. Dlaczego? Bo tak naprawdę przez te 9 miesięcy
poznawaliśmy się, docieraliśmy. Nie chcieliśmy skazywać się na bycie razem dla
dziecka. Ale chcieliśmy też spróbować. Zobaczyć, czy uda Nam się stworzyć
rodzinę. Przecież „za chwilę” urodzi się Nasze dziecko. Zaryzykowałam i nie
żałuję, bo mam najwspanialszego męża na świecie. Bałam się, że nie będę
potrafiła dać dziecku tego, czego sama nigdy nie doświadczyłam ze strony swoich
rodziców. Ale dałam.
Nadszedł tak długo wyczekiwany dzień. Poród odbył się
poprzez cesarskie cięcie. Kiedy zobaczyłam swoje maleństwo rozpłakałam się ze
szczęścia. Byłam z siebie dumna. „Mam takie śliczne i zdrowe dziecko”. W szpitalu
spotykałam się z nieprzyjemnymi komentarzami typu „Jakie to teraz czasy
nadeszły, że dziecko rodzi dziecko”, „Gówniara, a na całym oddziale najlepiej
wychodzi jej karmienie piersią”. Ale nie poddałam się. Wiedziałam, że muszę być
silna, dla mojej córeczki.
Po czterech dniach wyszłam do domu. Jako mama spisywałam się
na medal. Lęk wywoływała we mnie kąpiel małej i pielęgnowanie pępuszka. Robił
to mój mąż. To był ich czas. Był strasznie dumny z siebie, że robi to
najlepiej. Pomagał i to bardzo. Mimo tego, że pracował – wstawał w nocy.
Przewijał małą, podawał do karmienia. Po pracy szybko zjadał obiad i zabierał
małą na długi spacer. Ja wtedy miałam czas dla siebie. Z ogromną radością mogę
przyznać, że mój mąż jest najlepszym tatą na świecie.
Kocham moje dziecko najbardziej na świecie, a każda wspólnie
spędzona chwila jest najpiękniejszym momentem mojego życia. I mimo tego, że
teraz mój dzienny grafik wypełniony jest po brzegi pracą, studiami to i tak,
zawsze na pierwszym miejscu stawiam potrzeby mojego dziecka. Powrót z pracy i z
przedszkola – wspólny obiad, zabawa, spacery, wygłupy. Później mąż przejmuje
pałeczkę, a ja biegnę na zajęcia. Zawsze staram się wyjść wcześniej, po to aby
utulić moje maleństwo do snu, przeczytać bajkę.
Do dziś spotykam się ze stwierdzeniem, że nastoletnia matka
to zło w najczystszej postaci. Czy się z tym zgodzę? Nie bardzo. Mam tylko 22
lata i aż, dziecko, męża, stałą pracę, kończę studia. Nieskromnie dodam, że mam
też własne mieszkanie i działkę, na której niedługo stanie Nasz dom. Dom z
ogrodem przepełniony szacunkiem i miłością. I tak. W ciągu tych 5 lat dorobiłam
się rzeczy, na które większość musi pracować kilkanaście lat. Może ktoś mi
zarzuci, że jestem nieskromna. Chwalę się. Ale nie- nie chwalę się. Chcę Wam
tylko pokazać, że ta „nastolatka”, która „bawi się w rodzinę” w ciągu 5 lat
osiągnęła bardzo wiele i osiągnie jeszcze więcej bo chcieć to móc, a poprzez
determinację i ciężką pracę możemy zdobyć wszystko. I nikt mi nie powie, że młoda
matka to zła matka. Bo to nie wiek świadczy o dojrzałości człowieka - lecz
zachowanie i czyny.
"Najpiękniejszym Klejnotem Jaki Kiedykolwiek
Włożysz Na Szyję, Są Rączki Twojego Dziecka."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz