środa, 7 stycznia 2015

Z życia młodej mamy

Miałam 17 lat, gdy moim oczom ukazał się pozytywny wynik testu ciążowego. Zareagowałam dość spokojnie. Obyło się bez płaczu, negatywnych emocji, które były tu zbędne. Zadawałam sobie tylko pytanie „Co dalej”. Kiedy emocje opadły, dotarło do mnie, że najprawdopodobniej rośnie we mnie nowe życie, że trzeba iść do lekarza, powiedzieć rodzicom, chłopakowi.  Wizyta u lekarza przebiegła dość szybko i sprawnie. Po niespełna 10 minutach dowiedziałam się, że za niecałe 9 miesięcy zostanę mamą. W gabinecie zostałam potraktowana dość przedmiotowo. Lekarz nie owijał w bawełnę – „Za odpowiednią cenę możemy usunąć ten problem. Jesteś taka młoda. Dziecko zrujnuje Twoje plany, marzenia”. Tak byłam (jestem :D ) młoda. Ale wtedy do mnie dotarło. Tak jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. „Naważyłam sobie piwa to teraz muszę je wybić”.

Kolejnym etapem była rozmowa z rodzicami . W mojej głowie kłębiło się milion myśli. Czułam strach, moje ciało przeszywały dreszcze, przechodzące do coraz to szybszego bicia serca. Ale postawiłam na rozmowę: „krótko z zwięźle i na temat”. „Mamo, tato jestem w ciąży”. Podczas rozmowy zdziwiłam się i to bardzo. "Trudno. Każdy popełnia jakieś błędy. Nie Ty pierwsza nie ostatnia. Będzie dobrze". Mama bardzo przejęła się rolą babci. Dużo rozmawiałyśmy, dopytywała, pilnowała terminów wizyt u lekarza – woziła do Niego. Oglądała zdjęcia USG. Kiedy dowiedziała się, że będę miała córeczkę oszalała ze szczęścia.

Ojciec dziecka zareagował dość spokojnie "Poradzimy sobie". Uwierzyłam i nie żałuję. Dość szybko poszliśmy na swoje. Liceum zakończyliśmy w trybie wieczorowym. On pracował, ja zajmowałam się domem i przygotowaniami domu na przyjęcie Naszego dziecka. Ten czas był dla Nas bardzo ciężkim czasem. Dlaczego? Bo tak naprawdę przez te 9 miesięcy poznawaliśmy się, docieraliśmy. Nie chcieliśmy skazywać się na bycie razem dla dziecka. Ale chcieliśmy też spróbować. Zobaczyć, czy uda Nam się stworzyć rodzinę. Przecież „za chwilę” urodzi się Nasze dziecko. Zaryzykowałam i nie żałuję, bo mam najwspanialszego męża na świecie. Bałam się, że nie będę potrafiła dać dziecku tego, czego sama nigdy nie doświadczyłam ze strony swoich rodziców. Ale dałam.

Nadszedł tak długo wyczekiwany dzień. Poród odbył się poprzez cesarskie cięcie. Kiedy zobaczyłam swoje maleństwo rozpłakałam się ze szczęścia. Byłam z siebie dumna. „Mam takie śliczne i zdrowe dziecko”. W szpitalu spotykałam się z nieprzyjemnymi komentarzami typu „Jakie to teraz czasy nadeszły, że dziecko rodzi dziecko”, „Gówniara, a na całym oddziale najlepiej wychodzi jej karmienie piersią”. Ale nie poddałam się. Wiedziałam, że muszę być silna, dla mojej córeczki.
Po czterech dniach wyszłam do domu. Jako mama spisywałam się na medal. Lęk wywoływała we mnie kąpiel małej i pielęgnowanie pępuszka. Robił to mój mąż. To był ich czas. Był strasznie dumny z siebie, że robi to najlepiej. Pomagał i to bardzo. Mimo tego, że pracował – wstawał w nocy. Przewijał małą, podawał do karmienia. Po pracy szybko zjadał obiad i zabierał małą na długi spacer. Ja wtedy miałam czas dla siebie. Z ogromną radością mogę przyznać, że mój mąż jest najlepszym tatą na świecie.

Kocham moje dziecko najbardziej na świecie, a każda wspólnie spędzona chwila jest najpiękniejszym momentem mojego życia. I mimo tego, że teraz mój dzienny grafik wypełniony jest po brzegi pracą, studiami to i tak, zawsze na pierwszym miejscu stawiam potrzeby mojego dziecka. Powrót z pracy i z przedszkola – wspólny obiad, zabawa, spacery, wygłupy. Później mąż przejmuje pałeczkę, a ja biegnę na zajęcia. Zawsze staram się wyjść wcześniej, po to aby utulić moje maleństwo do snu, przeczytać bajkę.

Do dziś spotykam się ze stwierdzeniem, że nastoletnia matka to zło w najczystszej postaci. Czy się z tym zgodzę? Nie bardzo. Mam tylko 22 lata i aż, dziecko, męża, stałą pracę, kończę studia. Nieskromnie dodam, że mam też własne mieszkanie i działkę, na której niedługo stanie Nasz dom. Dom z ogrodem przepełniony szacunkiem i miłością. I tak. W ciągu tych 5 lat dorobiłam się rzeczy, na które większość musi pracować kilkanaście lat. Może ktoś mi zarzuci, że jestem nieskromna. Chwalę się. Ale nie- nie chwalę się. Chcę Wam tylko pokazać, że ta „nastolatka”, która „bawi się w rodzinę” w ciągu 5 lat osiągnęła bardzo wiele i osiągnie jeszcze więcej bo chcieć to móc, a poprzez determinację i ciężką pracę możemy zdobyć wszystko. I nikt mi nie powie, że młoda matka to zła matka. Bo to nie wiek świadczy o dojrzałości człowieka - lecz zachowanie i czyny. 


"Najpiękniejszym Klejnotem Jaki Kiedykolwiek Włożysz Na Szyję, Są Rączki Twojego Dziecka."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz